P O W R Ó T

NA

S T R O N Ę

G Ł Ó W N Ą

Ośrodek Wypoczynkowy „GRAJAN”
11-600 Węgorzewo
Ogonki, ul. Szkolna 3
tel. 087 427 31 87


OBÓZ REKREACYJNO-EDUKACYJNY W OGONKACH koło Węgorzewa
Termin 20 lipca - 2 sierpnia 2007

Poniżej kronika wyjazdu

ZOBACZ ZDJĘCIA

20.07.2007 r. (piątek)

No i nareszcie dziś przez wielu z nas wyczekany 20.07.2007 r. Całą „Euro - dzieciakową” bandą spotykamy się na dworcu, aby jak w piosence: osobowym 2 klasą wyruszyć na Mazury. Dla większości z nas podróż koleją to już nie lada atrakcja. Sprawne pakowanko oknami i drzwiami, ostatnie uściski rodziców i ruszamy. No i jedziemy, jedziemy, jedziemy...

21.07.2007 r. (sobota)

... i jedziemy, jedziemy, jedziemy pociągiem, jedziemy, jedziemy autobusem. Wydawało by się, ze powinniśmy być padnięci ale zmęczenie podróżą minęło w momencie kiedy zobaczyliśmy jezioro. Wtedy nie myślimy już o trudach podróży i bagażach tylko żeby jak najprędzej wskoczyć do wody. Byliśmy także na spacerze w przystani. Po rozlokowaniu się i rozpakowaniu padamy nieprzytomni do łóżek. Dla najbardziej wytrwałych ognisko.

22.07.2007 r. (niedziela)

Dzisiaj niedziela więc nie było rozruchu, ale za to, zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do oddalonego o 6 km Węgorzewa, gdzie znajduje się najbliższy kościół. Maszerując zatęskniliśmy za rozruchem z Sebastianem, bo przy takim spacerku - rozruch to „bułka z masłem”. Po kościele pierwsza obozowa impreza: urodziny Niny i imieniny Magdy. Z tej okazji zabrano nas wszystkich na lody. W czasie ciszy poobiedniej rozlosowaliśmy nazwy swoich pokoi. „Czarna magia” – co mogą oznaczać te dziwnie brzmiące wyrazy???? : dla dziewcząt: szekla, wanta, keja, raksa, talia, natomiast dla chłopców: fok, grot, bezan, kabestan i zęza. Wszystko miało się wyjaśnić podczas zajęć popołudniowych. Dziś rozpoczęliśmy teoretyczne zajęcia pod hasłem: : „ABC – żegluj od małego” na wykładzie z teorii żeglowania i budowy jachtu rozszyfrowaliśmy nadane nam nazwy. Później praktyka przy pomoście: każdy mógł wejść na łódkę, dotknąć i zobaczyć wszystko o czym była mowa. Po kolacji najstarsza grupa przygotowała dla nas quizy i konkursy. Największe poruszenie wzbudziła konkurencja, w której dziewczyny musiały przebrać się za chłopców, a chłopcy za dziewczyny, aby na końcu zaprezentować to na wybiegu. Wszyscy płakaliśmy ze śmiechu. Wśród dziewcząt bezkonkurencyjna okazała się Ania przebrana za Sebastiana, a wśród chłopców …………. Na zakończenie pośpiewaliśmy i zatańczyliśmy kilka tańców z różnych stron świata. Dobranoc.

23.07.2007 r. (poniedziałek)

Najstarsza grupa tajemniczo zniknęła zaraz po śniadaniu. My natomiast mieliśmy to na co wszyscy czekali: woda, żagle, plaża, żagle, woda, plaża. A to wszystko przy pięknej pogodzie i sprzyjających wiatrach. Instruktorzy żeglarstwa P. Sebastian i P. Mateusz mieli do nas żółtodziobów „święte nerwy”, zwłaszcza, że dzisiaj na łódkach bardziej przeszkadzaliśmy niż pomagaliśmy. Wszyscy nauczyliśmy się, że przelatujący bom może być niebezpieczny, a sterowanie to nie taka prosta sprawa. Byliśmy zachwyceni i czekamy na jutro. Kiedy ostatnie załogi cumowały do kei, na horyzoncie pojawiło się 5 kajaków, wyjaśniło się wówczas tajemnicze zniknięcie „starszaków”. Biedacy w nagrodę spłynęli malowniczą rzeką Sapiną 27 km z Kruklanek przez śluzę w Przerwankach na nasze jeziorko ¦więcajty. Wyprawa należała do udanych ale była bardzo męcząca. Na tym nasze dzisiejsze wędrówki jeszcze się nie skończyły. Wieczorem wybraliśmy się w podróż do Włoch (na szczęście nie na kajakach ale palcem po mapie. Ten pełen żeglarskich przygód dzień zakończyliśmy nauką szant. W oczekiwaniu na jutro smacznie chrapiemy.

24.07.2007 r. (wtorek)

Wody na Mazurach jak wiemy dostatek. Dzisiaj rano nawet przed naszymi oknami pojawiło się nowe jezioro (Grajan ???), którego źródło było w naszych kranach, które zupełnie wyschły (byli i tacy szczęśliwcy, którzy nie zdążyli się umyć). Okazało się, że przyczyną tych anomalii był kierowca naszego autokaru, który nie zauważył małego hydrantu przed budynkiem. Na szczęście autokar nie ucierpiał i mogliśmy pojechać do Węgorzewa na zaplanowany rejs statkiem „Białej floty” po jeziorze Mamry. Byliśmy zachwyceni widokiem licznych pływających wokół żaglówek, otaczającą nas przyrodą. Dane nam było zobaczyć klucze przelatujących ptaków. Podczas krótkiej pogadanki kapitana może być nawet 50 m głębokości. Później szybkie wytęsknione zakupy, wizyta na poczcie i powrót do ośrodka. Popołudniu zaplanowane praktyczne zajęcia żeglarskie i odrobina teorii: locja meteorologia i przepisy. Na zajęciach europejskich przechadzamy się urokliwymi uliczkami Wenecji, płyniemy gondolą po Canale Grande, spacerujemy po Placu ¦w. Piotra i podziwiamy ruiny Koloseum. Ciekawe czy na kolację możemy liczyć na pizzę, spaghetti czy lasagne.
Ahoj!!!!! Gdzie moja koja???!!!

25.07.2007 r. (środa)

Znowu pobudka i oczywiście nasz ulubiony rozruch. Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na pieszą wycieczkę do lasu. Grzybów niestety nie było, ale niektórym z nas udało się znaleźć maliny. Lekko zmęczeni po dwugodzinnym marszu wróciliśmy tylko po to, aby zabrać ręczniki i ruszyć nad wodę. Tam dwie załogi poszły żeglować, a reszta rozłożyła się na plaży. Z wielkim podziwem i otwartymi buziami podziwialiśmy naszych kolegów którzy wypływali łódkami. A było na co patrzeć. Wiało bowiem tak bardzo, że łódki zamiast wypływać były znoszone w stronę lądu. No ale cóż to dla nas wilków morskich. Daliśmy radę.
Popołudniu - nauka szant. Nie muszę chyba mówić, że najlepiej wchodziły nam w ucho te, w których pojawiało się jakieś „zabawne” słowo. Tak więc wszyscy znamy wyśmienicie i głośno śpiewamy „Mazury”… no może nie całe a tylko pewien fragment refrenu.
Wieczorem z Magellanem rejs do Portugalii. Pomagaliśmy wyśmienicie, bo nasze umiejętności żeglarskie są już coraz lepsze. Po przybiciu do portugalskich brzegów potrafiliśmy zacumować nasz okręt. A sam kapitan nas pochwalił za świetne węzły. Nie poszedł jak widać na marne nasz wysiłek i uwaga na dzisiejszych zajęciach z węzłów żeglarskich.
Po całodziennej „walce” z wodą zawinęliśmy w końcu do portu pod nazwa ŁÓŻKO.

26.07.07 r. (czwartek)

Obudziło nas piękne słoneczko. Wiało przy tym na szczęście tak dobrze, że zaraz po śniadaniu poszliśmy żeglować, opalać się i pływać w jeziorze. Niektórzy pływali też kajakami. Czas biegł tak szybko przy dobrej zabawie, że nawet nie obejrzeliśmy się a już przyszła pora na obiad. Potem świętowaliśmy na plaży imieniny Aneczek. Były słodkości, arbuzy, życzenia a na koniec wszystkie Anie wylądowały w wodzie. Pani Ania także.
Na zakończenie zabawy były zajęcia wspinaczkowe. Nie mogliśmy się doczekać zjeżdżania po linie. Było super! Wieczorem teoria żeglarska, a potem dyskoteka w pidżamach. Tego jeszcze nie było. Zabawa była niezła mimo, że nasze pidżamki już lekko pomięte po kilku nocach. Potem do spanka. Szybko, bo przecież ubiór nocny już był na nas. Nie wiem jak inni ale ja się nie myłem. Ale sza…nie mówcie paniom….

27.07.2007 r. (piątek)

Dzisiaj od rana gruntowne porządki i to był nasz rozruch. Zaraz po śniadaniu autobusem udaliśmy się do osady „Biegnący wilk”. Pod tą tajemniczą nazwą rozumieć należy wioskę indiańsko – eskimoską. Poznaliśmy tam życie codzienne ludzi zamieszkujących w tipi i igloo. Bawiliśmy się z psami haski i malamutami bardzo przyjaźnie do nas nastawionymi. Sami też mięliśmy okazję zasmakować życia i zwyczajów tych ciekawych ludów. Było wspaniale, wybawiliśmy się do woli. Zostaliśmy podzieleni na dwa plemiona indiańskie – baby i reszta świata. W tych grupach realizowaliśmy różne zadania: strzelanie z łuku, rzuty toporkiem, rzuty oszczepem, płukanie złota i inne – super zabawa. Powrót na późniejszy obiad, chwila odpoczynku a później wspólne szanowanie i obchody kolejnych imienin. Dzisiaj świętowały dwie Natalie, z tej okazji czekał na nas słodki poczęstunek – pyszny serniczek. Dziewczyny dziś nie lądowały w jeziorze bo pogoda po południu stanowiła naturalny prysznic (ale co się odwlecze to nie uciecze). Wieczorne zajęcia europejskie to dalszy ciąg wędrówki po odległej Portugalii. Po dniu pełnym wrażeń wszyscy marzymy o wygodnych łóżeczkach.

28.07.2007 r. (sobota)

Słoneczko świeci nam pięknie od wczesnego ranka. Nie martwcie się jednak żeglarze, bo wieje przy tym dość solidnie. Po śniadanku całą grupą idziemy nad jezioro. Wymiennie żeglujemy, pływamy kajakami, kąpiemy się w jeziorze i oczywiście wygrzewamy się w słoneczku. Muszę przyznać, że o żeglowaniu zaczynamy mieć coraz większe pojęcie, więc coraz bardziej nam się to podoba. Instruktorzy wydają nam komendy, a my potrafimy je wykonać. To naprawdę wielka frajda. Na kajakach już też radzimy sobie coraz lepiej. Niektórzy na początku co prawda ciągle wpływali w szuwary- i nie dlatego, że było tam coś interesującego- ale po kilku(w porywach do kilkunastu) próbach udało się dwóm osobom w kajaku skoordynować wiosłowanie na tyle, że płynął on tam gdzie chciała załoga.
Szaleństwom wodnym nie byłoby końca, gdyby nie to ,że nie wiem z jakiej przyczyny opiekunowie wciąż wyciągają nas z wody i każą się grzać sugerując jakoby ,że mamy zasinione usta. No być może, ale sądzę, że przyczyną nie jest zbyt długie przebywanie w jeziorze, tylko te barwiące lody, za którymi tak przepadamy.
Na zajęciach dzisiaj tańce świata. To tak chyba po to, żebyśmy się mocno zgrzali. Ćwiczymy też szanty i muszę przyznać, że to śpiewanie też wychodzi nam coraz lepiej. Boję się, że może to świadczyć o tym, że obóz nieuchronnie zbliża się do końca. A szkoda…..Pozdrawiamy.

29.07.2007 r. (niedziela)

Mieliśmy dzisiaj okazję brać udział w nietypowej Mszy ¦w. W naszym ośrodku jest grupa parafialna z Wrocławia. Zaprosili nas do udziału we Mszy, którą odprawił ich proboszcz na terenie ośrodka. Było inaczej niż zwykle.
Później popłynęliśmy do Hiszpanii. Bawiliśmy się w walki byków i słuchaliśmy hiszpańskich melodii. Nie potrafiliśmy zatańczyć flamenco niestety ale tańczyliśmy inne tańce rodem z Hiszpanii. Popołudnie spędziliśmy na żeglowaniu, a także na zjeżdżaniu na linach i wspinaniu się. Jesteśmy już chyba tym zarażeni, więc zastanawiam się co będzie po powrocie do Krakowa. Będzie nam chyba tego brakować.
Po kolacji wspólnie z panią Martą, która przyjechała nauczyć nas szant, śpiewaliśmy przy ognisku i dźwiękach gitary. Jak się okazało zaskoczyliśmy panią naszym śpiewem. Były też przeróżne zabawy i skecze. Kiełbaska tez była pyszna. Po wieczornych szaleństwach padliśmy zmęczeni do łóżek. Nie na długo jednak, bo kiedy zaczynaliśmy wszyscy już chrapać obudzono nas-jak się później okazało na nocną grę terenową.
Podzieleni zostaliśmy na dwie grupy. Każda osoba w grupie miała przydzielone konkretne zadanie. Celem grupy było zdobycie bazy przeciwnika i odebranie mu flagi. Oczywiście trzeba było przy tym chronić swoja bazę. Wszystko to w ciemnościach. No może nie całkiem, były porozstawiane lampiony, a na moście dobrze oświetlonym byli nasi wychowawcy. Mimo, że wiedzieliśmy ,że nic nam nie grozi to jednak każdy czuł ten dreszczyk emocji. Było super. Po około 2 godzinach gra się zakończyła. Wygrała drużyna Umarlaków, zdobywszy flagę przeciwnika. Gwizdek zakończył nocne „manewry”. Po sprawdzeniu czy wszyscy dotarli na most wracaliśmy do ośrodka parami lub pojedynczo. Jak się okazało po drodze jeszcze nastraszono nas parę razy. Mimo, że zmęczeni byliśmy bardzo zadowoleni i podekscytowani tym co się wydarzyło. Nie na tyle jednak, żeby nie zasnąć natychmiast po położeniu się do łóżka.

30.07.2007 r. (poniedziałek)

Oj ciężko było nas dzisiaj dobudzić. Na szczęście mogliśmy pospać do 8.45. Potem ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanko. Po nim zajęcia europejskie- przypomnieliśmy sobie wszystko co wiemy o Hiszpanii i powędrowaliśmy do ostatniego z krajów, które zaplanowaliśmy odwiedzić w czasie naszego mazurskiego obozu- Francji.
Po obiedzie ostatnie żeglowanie i kajaczki, a także zajęcia sportowe. A wieczorem chrzest żółtodziobów- czyli tych, którzy pierwszy raz żeglowali po jeziorach. ¦miechom nie było końca, zwłaszcza gdy trzeba było zlizać musztardę z kolana Neptuna. Usmarowani i „upoceni” na koniec wykąpaliśmy się w jeziorku. Przy ognisku pośpiewaliśmy i potańczyliśmy jeszcze, a potem chętnie wpakowaliśmy się do łóżeczek. Dobranoc.

31.07.2007 r. (wtorek)

Zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na całodzienną wycieczkę. Najpierw pojechaliśmy do Gierłoży, do „Wilczego szańca”, gdzie w czasie wojny mieściła się kwatera Hitlera. Mięliśmy świetnego przewodnika, który w ciekawy sposób opowiadał nam o czasach II wojny, bunkrach, zamachu na Hitlera. Potem pojechaliśmy do ¦więtej Lipki, aby w Sanktuarium wysłuchać pięknego koncertu organowego i podziwiać przepiękne organy i kościół. Każdy z nas obowiązkowo musiał wydać kasę na aniołka. Były nawet takie jeżdżące na nartach.
Na koniec pojechaliśmy do Giżycka. Tam zwiedzaliśmy Twierdzę Boyen. Potem już tylko zakupy w sklepie żeglarskim w porcie. No przecież musieliśmy kupić liny, aby do przyszłego roku sumiennie ćwiczyć węzły. Każdy zafundował sobie też pysznego gofra.
Wieczorem padnięci wróciliśmy do ośrodka, ale zaraz po obiadokolacji byliśmy gotowi do ostatniej, obiecanej nam dyskoteki. Na zakończenie dnia zostały rozstrzygnięte wszystkie konkursy, wręczono nam dyplomy i nagrody. Jutro musimy się spakować, więc pędzimy do łóżek.

1.08.2007 (środa)

Od rana jakoś tak smutno. Pakujemy się. Obóz zleciał nam tak szybko, że trudno nam uwierzyć, że minęły 2 tygodnie. Ciężko nam się będzie wszystkim rozstać.
O 11-tej żegnamy się z grupą z Torunia, która była z nami na obozie. Płaczemy jak bobry. Potem odjeżdża Gosia z Jasiem, bo wyjeżdżają z rodzicami nad morze.
Przed obiadem idziemy jeszcze pożegnać się z jeziorem. Żal odjeżdżać. Postanawiamy sobie, że przyjedziemy tu jeszcze za rok.
Po obiedzie pakujemy się do autokaru i jedziemy do Olsztyna, aby tam pociągiem pojechać do domu.
Kochani nie zapomnijcie odebrać nas z dworca. Rozumiemy, że 4.30 to okropna pora, ale w końcu mięliście tyle luzu bez nas. Obiecujemy, że teraz Wam się zacznie…..:))))

2.08.2007 (czwartek)

NARESZCIE (??????) W DOMU.....




Jaki był program: Co mieliśmy zapewnione:

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ